rowerem na jurę krakowsko-częstochowską
Miłosz w ostatnim czasie niemalże każdego dnia zadaje to samo pytanie: „Gdzie pojedziemy?”. A my na miarę swoich możliwości staramy się mu pomóc w tej jego chęci poznawania świata. Wczoraj zgodnie odpowiedzieliśmy synowi: „Pojedziemy na wycieczkę na Jurę!”. Dziecko się ucieszyło, choć pewnie nie wiedziało co to jest i jakie przygody go czekają. Postanowiliśmy odwiedzić kilka miejsc, w których byliśmy przed narodzinami Miłosza. Wedy trasę pokonaliśmy pieszo, a dziś rowerami całą rodziną. Dzięki temu, mogliśmy ją trochę zmodyfikować i wydłużyć, to zaleta tego środka lokomocji. To była niewątpliwie przygoda, strome zjazdy, momentami gęsty las, wokół nikogo, cisza spokój, kamienie, skały, korzenie, wielokrotnie też zmuszeni byliśmy zejść z rowerów i pchać je pod górę po bardzo trudnym terenie. Po raz kolejny okazało się także, że wybierając w naszym odczuciu skrót nie kończy się to dla nas zbyt dobrze. Ale jak zawsze tata wybawił nas i ostatecznie znalazło się wyjście z opałów (czytaj z lasu) odnajdując szlak. Jak było? Super, ale też ekstremalnie ciężko ze względu na region. Najważniejsze jednak w tym wszystkim jest to, że staramy się nadążyć za potrzebami dziecka, a ono z dziecięcą radością korzysta z życia. Wieczorem znów zadał pytanie…