rehabilitacja Miłosza i… Taty
W moim życiu nie brakuje emocji. Zarówno tych pozytywnych jak i tych negatywnych. Jeśli jest problem, staram się go rozwiązać. Teraz pojawił się kolejny. Mąż ma problemy ze zdrowiem. Patrząc z perspektywy czasu, wiem jak bardzo poświęcił się walce o Miłosza. Dzisiaj jego stan zdrowia odzwierciedla to jak dużo wysiłku go to kosztowało. Podnoszenie Miłosza, ćwiczenia z nim, chodzenie za rękę itp. sprawiły, że bóle kręgosłupa i kolan dają o sobie znać na tyle, że jest problem ze spaniem, ze wstawaniem, a wręcz z funkcjonowaniem na co dzień. Aby poprawić jakość życia męża, oprócz leczenia farmakologicznego pod kontrolą lekarza wdrażamy na początek systematyczne ćwiczenia pod okiem fizjoterapeuty, aby odciążyć kręgosłup. Świadomość tego, że zabrakło czasu, aby zadbać o siebie bardzo mnie denerwuje. Ale jeśli wybór był pomiędzy samodzielnością dziecka, a wolnym czasem dla siebie zwanym „odpoczynkiem”, to decyzja była tylko jedna. Nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że jednak można było znaleźć chwilę dla siebie. Bo tak w rzeczywistości nie było. Owszem dzisiaj jest już inaczej, Miłosz jest starszy. Będzie samodzielny, to definiuje lepszą jakość życia dla naszej rodziny, a także zadbanie o swoją osobistą przestrzeń duchową i życiową. Wszystko ma swój czas.