reset
Wiele osób po przeczytaniu mojego ostatniego wpisu zaniepokoiło się moim stanem zdrowia. Ja też. Dlatego ostatnie dni przeznaczyłam na odpoczynek. Lekarze wykluczyli problemy z sercem, bo tak wykazały przeprowadzone badania. Jednakże, po tak postawionej diagnozie nie poczułam się lepiej. Do domu wróciłam z bólem, który został jedynie na krótko uśpiony przez zastrzyk i lekarstwo. Kolejne dni były ciężkie. Nie wstawałam z łóżka, przesypiałam całe dnie i noce, budził mnie ostry kaszel i tępy ból w klatce piersiowej, leżałam odizolowana w pokoju od reszty świata. Nie wiedziałam co mi dolega, pierwszy raz w życiu się tak czułam. Niepokoił mnie ten męczący kaszel, bałam się o Miłosza (czy przypadkiem go nie zarażę, stąd też nie miałam z nim kontaktu przez bardzo długi czas). Myślę, że największy kryzys minął po kilku dniach. Czyżby antybiotyk zaczął działać? Mój organizm potrzebował się zresetować, ale czy koniecznie musiał wysłać aż taki sygnał? Nie zlekceważyłam go. Na początku bardzo się bałam, bowiem kiedy pojawia problem ze zdrowiem, wszystko inne przestaje mieć znaczenie. Powoli wstaję na nogi, spoglądam na otaczający mnie świat z perspektywy człowieka, który był o krok od trafienia za szpitalny mur…
Trzymam Miłosza w ramionach, po długim czasie rozłąki i cieszę się, że jest. Potrafi czule się przytulić do mnie i wysyłać słodkiego całusa. Moje serce „oddycha” spokojnie. Nic więcej nie potrzeba mi do szczęścia. Dzieci potrafią zdziałać cuda.
Całkowicie oderwana od komputera, od pisania bloga, od wszelakich mediów, ale za to z książkami pod ręką, które pomogły przenieść się do innego świata. Dlatego trudno tutaj wrócić po tylu dniach rozłąki. To był faktycznie całkowity reset mojej osoby. Oby przyniósł zamierzony efekt. Mam 32 lata i mam zamiar dożyć starości u boku Mariusza, spoglądając jak Miłosz dorasta i wkracza w dorosłe życie. Chcę się nauczyć odróżniać to, co ważne od tego, co jest dla nas pilne. Na naukę nigdy nie jest za późno. Teraz potrzebuję odrobinę spokoju.