mały zdobywca w Beskidzie Żywieckim
Wydawać by się mogło, że zima już odpuściła. Kilka ostatnich dni było bardzo ciepłych, śnieg dawno stopniał. Tymczasem zupełnie inaczej jest w Beskidzie Żywieckim gdzie byliśmy dzisiaj na wycieczce. W górach śniegu jest tyle, że prawdopodobnie jeszcze w kwietniu będziemy mieli zimowe wejścia. Naszym celem była Rysianka. Szczyt nie jest nam obcy byliśmy już na nim kilka razy jednak nigdy nie wchodziliśmy od strony Złatnej Huty. Szlak był łatwy do pokonania i nie stanowił problemu dla dzieci, których sporo spotkaliśmy po drodze. Śnieg na trasie był ubity i zmrożony przez co czasami było ślisko. Tempo i jakość chodu Miłosza naprawdę było imponujące. Według mapy czas potrzebny na przejście ze Złatnej Huty do schroniska na Rysiance to 2 godziny. Nam zajęło to tylko 11 minut więcej, co zważywszy na fakt, że jest to tempo dziecka i w dodatku zimą jest dużym osiągnięciem. Za to zejście nie było już takie proste. Śnieg na szlaku, który wybraliśmy nie był tak ubity jak przy wchodzeniu. Poruszaliśmy się gęsiego wąską ścieżką wydeptaną w śniegu. Było bardzo ślisko, Miłosz zaliczył co najmniej kilkanaście upadków. Okazało się że zejście zajęło nam więcej czasu niż wejście. Plusem tej trasy była niewielka ilość turystów spotkanych po drodze i niesamowite widoki. Już z samej Rysianki podziwialiśmy Tatry Wysokie i Zachodnie, Tatry Niżne, Wielki Chocz i Małą Fatrę. Babia Góra i Pilsko były na wyciągnięcie ręki. Ten widok towarzyszył nam niemal do samego końca wycieczki. Ostatecznie pokonaliśmy dzisiaj 12 kilometrów. Dla Miłosza był to pierwszy szlak, który zimą pokonał od początku do końca samodzielnie.