małżeństwo – nasza wspólna droga
Prawie każdy z nas u progu dorosłości pragnie założyć swoją rodzinę. Poznałam Mariusza i poczułam, że mogę z nim spędzić resztę swojego życia. Fundamenty tworzonego związku były silne. Wspólna pasja, takie samo spojrzenie na kluczowe sprawy, podobny gust, to tylko kilka z wymienionych rzeczy, które jak pomost połączyły nas od samego początku. Mimo tego jesteśmy odrębnymi jednostkami, które jak kobieta i mężczyzną są różne, w niebywały sposób uzupełniamy się. Wiele się zmieniło odkąd urodził się Miłosz. Tak jak byliśmy przygotowani na przyjście dziecka, tak jego urodzenie w 27 tygodniu ciąży wywołało w nas skrajne emocje. Zastanawiałam się jak przetrwamy jako małżeństwo będąc rodzicami niepełnosprawnego dziecka? Czy nam się uda? Pomimo tego, że rodzicielskie obowiązki bywają przyczyną niewyspania i są przytłaczające, dla nas okazały się być z nadbagażem. To z czym musiał poradzić sobie Miłosz, stoczyć walkę o życie i ją wygrać nie można w żaden wymierny sposób porównać z naszą walką o nas.
Miewamy trudniejsze chwile z Mariuszem, jak każde małżeństwo. Zmęczenie, stres, brak wolnego czasu, monotonia zdecydowanie nie są sojusznikami w budowaniu więzi. Widać jak na dłoni, że potrzeby współmałżonka zeszły na dalszy plan. Pomimo tego potrafimy jednak zjednoczyć siły, co pozwoliło przekonać się o tym, że jesteśmy dla siebie oparciem. Jesteśmy drużyną. Całą swoją uwagę skupiamy wciąż na Miłoszu, który dzięki temu staje się coraz bardziej samodzielny. Wspólnie podjęliśmy taką decyzję, aby wyjść naprzeciw potrzebom dziecka i je zaspakajać, syn rozwija się i to nas uszczęśliwia.
Cały czas mieliśmy świadomość tego, że nasze małżeństwo zejdzie na boczny tor. Syn jest wcześniakiem i zdecydowanie potrzebował innego modelu rodzicielstwa. Nasze metody wychowawcze będą takimi, które są po drodze z potrzebami naszego dziecka. To nadal jest dla nas niezwykle rozwijające.
Jakość naszego związku jest ściśle uzależniona od siły jego fundamentów. To brzmi jak frazes, ale wiem, że można popełnić wiele błędów, nie wsłuchując się w potrzeby innego człowieka. Nasz związek wymaga wielkiego nakładu pracy, aby utrzymać uczucia, które nas połączyły. Zdaję sobie sprawę, że jest to cena, którą przyszło mi zapłacić za samodzielność syna. Znów przychodzi taki moment, gdy trzeba oczyścić atmosferę z niepotrzebnych pretensji. A potem przychodzą nowe chęci, by starać się, zabiegać. Budować. Na dłuższy czas wystarcza. Do czasu. Bo koło wciąż się zamyka.