zajęcia grupowe
Od pewnego czasu Miłosz uczęszcza na zajęcia grupowe dla dzieci. Dzięki nim może rozwijać umiejętność tworzenia dobrych relacji z rówieśnikami, a w przyszłości pozytywnych relacji międzyludzkich. Spotkania prowadzone są w małych grupach przez tyflopedagoga i fizjoterapeutkę. Grupę tworzą dzieci w zbliżonym wieku urodzeniowym i rozwojowym, wspólny mianownik, który ich łączy to Regionalna Fundacja Pomocy Niewidomym, do której należą jako podopieczni. Na każde zajęcia dzieci przynoszą ze sobą potrzebne rzeczy. Na przykład jabłko i marchewkę kiedy do wykonania była surówka. Temat przewodni bardzo mi się spodobał, to coś w czym Miłosz się spełnia. Podczas obierania, przecierania i zmywania Miłosz był zachwycony. Niestety nie chciał jej zjeść, a na pytanie pani: „To kto ma zjeść?”, odpowiedział: „Tata”. Zastanawiam się, który z nich był bardziej zadowolony z zajęć? Mąż czy syn? Raz otrzymał też do zrobienia zadanie domowe. Pomyślałam sobie wtedy, że jeszcze nie poszedł do szkoły, a już trzeba z nim odrabiać lekcje. Zdążyliśmy je wykonać przed następnymi zajęciami. W środę otrzymałam telefon, że na kolejne zajęcia ma przynieść białą skarpetę, najlepiej „średnią”, pół kilograma ryżu i guziki. Plecak został spakowany, na szczęście zostało w nim jeszcze trochę wolnego miejsca na wypadek gdyby chciał jeszcze coś dołożyć do niego z własnej inicjatywy. Cieszę się, że syn potrafi odnaleźć się w grupie. A jeszcze bardziej cieszę się z tego, że mogę dla niego zrobić coś więcej. Spędzić z nim czas szukając odpowiednich kolorów i rozmiarów guzików. Na szczęście znalazłam kilka sztuk na dnie w pudełku z przyborami do szycia. Z trzech różnych przedmiotów nie mających ze sobą nic wspólnego powstał bałwanek. Czy nie jest uroczy?