każdy ma swój Mount Everest
Siedząc w domu i wspominając miniony wyjazd w góry, patrzę na ten czas z zupełnie innej perspektywy. Jestem dumna z mojego synka, że tak świetnie sobie radził na szlaku, ale trzeba pamiętać, że mogło być zupełnie inaczej. Miłosz nie jest po prostu dzieckiem. To chłopiec, który przeszedł bardzo wiele w swoim krótkim życiu. Zdobywanie szczytów przez Miłosza z mózgowym porażeniem dziecięcym to jego krok milowy w drodze do samodzielności. Ciągle pod górę, ciągle pod wiatr. Pokonywanie szlaków nie byłoby możliwe bez Waszej pomocy. Sami nigdy nie dalibyśmy rady. Chcę podziękować wszystkim darczyńcom za wpłaty na subkonto Miłosza, dzięki którym możemy finansować jego wielokierunkową terapię. To dzięki Wam Miłosz w ciągu 8 dni mógł pokonać samodzielnie na własnych nogach 50 kilometrów! Wiem, że brzmi nieprawdopodobnie, ale właśnie tak było. Miłosz jako niepełnosprawne dziecko w górach musiał się zmierzyć z wieloma problemami. Przeszkody terenowe takie jak strome podejścia i zejścia, śliskie kamienie, wąskie ścieżki, wystające korzenie, a za pomoc jedynie ręka taty. Z pełnym podziwem, a czasami lękiem patrzyłam na każdy jego kolejny krok. Wędrówka po górach z Miłoszem uczy nas wciąż niezmiennie pokory i otwiera oczy na wiele spraw. Wspólne spędzone rodzinne wakacje to okazja do przełamania wielu barier, pokonania własnych słabości, czasami ograniczeń i chęci sięgania wyżej. I choć były to tylko Karkonosze, to Miłosz osiągnął swój Mount Everest własnych możliwości.