rodzinna ścianka wspinaczkowa
Święta za pasem. Przygotowania idą pełną parą. Sobota to ostatni dzień terapii przed długim świątecznym odpoczynkiem. Przed południem basen. To w sobotni ranek żadna nowość. Ale za to popołudniu wybraliśmy się wspólnie na ściankę wspinaczkową. Dla Miłosza to drugie zajęcia w tym tygodniu. Mogłam sama zobaczyć jak wspina się mój syn. Zdobywanie kolejnych metrów przez Miłosza robi na mnie ogromne wrażenie! Całe jego ciało jest zaangażowane podczas jednej aktywności. W trakcie godzinnego treningu na ściance aktywujemy lewą rękę do ćwiczeń, niestety Miłosz używa jej niechętnie, a chwyt ręki nadal jest słaby. Jednak to właśnie ścianka jest najlepsza do jej wyćwiczenia. Dzisiaj to pokazał doskonale. Wspinał się standardowo trzy razy. Dwa wejścia zajęły mu 45 minut. Pomimo zmęczenia trzecie podejście zajęło mu tylko 10 minut! Poprzednie dwa wejścia na tyle poprawiły chwyt lewej ręki, że potrafił zrobić to tak szybko i łatwo. Byłam z niego naprawdę dumna. To nasz nowy rekord! Na koniec zajęć na ściankę wszedł tata z lękiem wysokości, dla którego problem stanowiły szczególnie końcowe metry ścianki, a później ja. Przyznam szczerze, to nie jest łatwe. Samo wejście to tylko połowa sukcesu. Schodząc należy oderwać ręce od ścianki i się od niej odbijać. Dla Miłosza to super zabawa, bo może poskakać po ściance. W rzeczywistości nie jest to takie łatwe. Myślę, że każdy powinien wejść na taką ściankę i poczuć jak mój syn ciężko pracuje na swoją samodzielność. Mozolne pięcie się w górę wyrabia u Miłosza dążenie do celu i pozwala przełamywać własne słabości. Od jutra odpoczywamy.