Historia Miłosza - Blog

mały szlak beskidzki ukończony!

Po siedmiu dniach wędrówki w piątek dotarliśmy do Straconki w Bielsku Białej i tym samym ukończyliśmy przejście Małego Szlaku Beskidzkiego. To już wiecie. Ale nie wiecie, że na mecie nasz syn otrzymał odznakę „Mały Szlak Beskidzki”, którą wręczył mu osobiście prezes oddziału Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego. To jeszcze nie wszystko! Czekała też na nas miła informacja. Okazuje się, że Miłosz jest najmłodszą osobą, która samodzielnie przeszła Mały Szlak Beskidzki! A przynajmniej najmłodszym, o którym wie Komisja GOT PTT. Dziękujemy wszystkim za okazane wsparcie i ciepłe słowa. Pokonanie całego dystansu było dla nas ogromnym wyzwaniem. Wymagało przełamania wielu barier psychicznych i nabrania pewności siebie. To prawda, że jesteśmy zmęczeni ale bardzo szczęśliwi z poczucia odniesionego sukcesu. Pierwsza część projektu Góry dla Miłosza została ukończona. Drugim etapem jest dokończenie zbiórki na jego dalsze leczenie i rehabilitacje zrzutka.pl

Przygoda w górach z dzieckiem na cały tydzień!

Mały Szlak Beskidzki nie jest jakoś specjalnie widokową trasą. Prowadzi głównie lasem, czasem drogą asfaltową czy szutrową. Idąc tym szlakiem nie zdobędziemy znanych i popularnych wierzchołków gór, nie spotkamy też na nim wielu turystów. Trudno o schronisko, a czasami nawet sklep. Dlaczego więc warto nim iść? Okazuje się że w Beskidach można przeżyć ekstremalną przygodę razem ze swoim dzieckiem! To doskonały szlak na przełamanie wielu barier, głównie tych psychologicznych. A także na pokonanie lęku oraz tak zwyczajnie, na niezapomnianą przygodę życia! Nie będzie łatwo. Powiem wprost. Będzie bolało, będzie strach, będzie zwątpienie ale też ogromna radość z poczucia odniesionego sukcesu. Radość, która zostanie z wami już na zawsze.

Nie jest to wycieczka na jeden dzień. Dlatego aby się udało trzeba się do niej odpowiednio przygotować. Potrzebne będzie zaopatrzenie w sprzęt, którego być może do tej pory nie mieliście, a także odpowiednie zaplanowanie każdego dnia. W naszym wyposażaniu znalazły się:
1. Ubrania: kurtka przeciwdeszczowa, polar, bluzka, chusta, klapki, bielizna zapasowa (2x), bielizna termoaktywna do spania, dodatkowo dla dziecka softhsell, spodnie, bluzka z długim rękawem, buty, stuptuty
2. Sprzęt: namiot, materac, śpiwór, poduszka nadmuchiwana, pompka do materaca, kuchenka na paliwo stałe, kuchenka na kartusze, zestaw garnków, czajnik, kubek, talerze turystyczne, koc, plandeka ochronna, sztućce, rozpałka, czołówka, power bank, ładowarka do telefonu, ręczniki szybkoschnące, kijki, rękawiczki, mapy
3. Kosmetyki: szczoteczka do zębów, pasta, mydło, nożyczki, obcinacz do paznokci, pęseta, szampon do włosów, szczotka do włosów
4. Jedzenie: kasza bulgur (4x100g), kostki rosołowe, pieczywo, konserwy mięsne, boczek, kiełbasa żywiecka, kabanosy, suszona wołowina, batoniki energetyczne, czekolada, herbata, kawa, cukier, cytrynka, woda (2x bukłaki 2l, butelka 1l, butelka 2l), bidon i termos z herbatą
5. Dodatkowo: dobrze wyposażona apteczka, ortezy na kolana, Zap-It elektroniczny środek na ukąszenia komarów, aparat fotograficzny, zapasowe baterie, telefon komórkowy, igła i nitka, zapałki, zapalniczka, zestaw naprawczy, sznurek, agrafki, deska do krojenia, ulubiony pluszak i autko
5. Plecaki (14l, 36l, 44l)

Wszystko to sprzęt turystyczny, a więc o minimalnej wadze. Mimo to plecaki były strasznie ciężkie. Największym problemem albo najcięższym jest woda, której czasami trzeba było zabrać aż na dwa dni.

Mały Szlak Beskidzki poprowadzony został ze Straconki w Bielsku-Białej na Luboń Wielki przez Beskid Mały, Makowski i Wyspowy lub w odwrotną stronę. I właśnie ten kierunek wybraliśmy jako najbardziej odpowiedni dla nas. Dlaczego? Przyczyna jest dość prozaiczna. Z Bielska mamy bliżej do domu. Jest też lepiej skomunikowany niż Rabka, a to ważne jeśli planujecie powrót środkami transportu publicznego.

Dzień 1.
Sobota 17.08.2019
Plan: Rabka-Zdrój Zaryte – Lubogoszcz (19km – 7:30h marszu plus przerwy, nocleg pod namiotem na wierzchołku góry)

Zaczynamy wielką przygodę na Małym Szlaku Beskidzkim! Dowiezieni przez znajomych do Rabki-Zdrój Zaryte ruszamy niebieskim szlakiem na Luboń Wielki. Pogoda jest piękna i taka ma pozostać przez cały tydzień. Jak będzie, zobaczymy. Na razie we znaki daje się błoto, kałuże i śliskie kamienie. Wczorajsze opady w Beskidzie Wyspowym musiały być obfite. Nasze tempo jest dobre, bo na wierzchołek Lubonia docieramy nieco szybciej niż wskazują na to znaki. Tak naprawdę dopiero od tej pory (Luboń Wielki) będziemy podążać Małym Szlakiem Beskidzkim, który właśnie na szczycie Lubonia ma swój początek/koniec. Po krótkiej przerwie ruszamy dalej. Przed nami jeszcze spora trasa, nie chcemy tracić cennego czasu. Już po chwili pierwsze zaskoczenie. Myślałem, że w Beskidach nic już nie jest wstanie mnie zaskoczyć. A jednak. Droga z Lubonia do Mszany jest bardzo stroma. Trudno o podobne warunki w całych Beskidach. Dodatkowym utrudnieniem jest śliskie podłoże. Chociaż zejście miało być szybkie nam zajęło całą godzinę ale udało nam się to zrobić bezpiecznie. W końcu idziemy z małym niepełnosprawnym dzieckiem. Dalsza trasa nie sprawia już problemu. Poruszamy się albo po niemal płaskiej i szerokiej drodze szutrowej bądź po drodze asfaltowej. Oznakowanie nie jest najlepsze, trzeba zwracać pilną uwagę aby podążać wzdłuż szlaku. Mszana Dolna to idealne miejsce na ciepły posiłek i uzupełnienie zapasu wody. Na samym szlaku znajdziemy kilka punktów gastronomicznych i sklepów. Przejście przez miasto zajmuje nam godzinę. Jednak ta trasa nas wykończyła. Pozostał nam ostatni odcinek, wejście na Lubogoszcz, a jeśli uda nam się jeszcze z niego zejść mamy nocleg w Kasinie Wielkiej, po drugiej stronie góry. Wchodząc na Lubogoszcz zauważyć można znaki kierujące na pole namiotowe, które znajduje się przy czarnym szlaku na zboczach Lubogoszcza. Dla nas jednak to za wcześnie na koniec wędrówki. Idziemy dalej. Podejście nie jest łatwe, a może to już po prostu całodniowe zmęczenie. Po godzinie 19. a więc po wyjątkowo długich i ciężkich dwóch godzinach docieramy na wierzchołek Lubogoszcza. O zejściu do Kasiny nie ma mowy. Poza tym nie zdążymy przed zmrokiem. Zostajemy tutaj na noc. Spać będziemy pod namiotem. Jest tu sporo płaskiej przestrzeni i miejsce na ognisko. Jak dla mnie wygląda to na biwak choć brak takiego oznaczenia na mapie. Po zmroku do naszej małej wioski na szczycie dołącza Przemek, który przemierza MSB w przeciwnym kierunku. Przez cały dzień spotkaliśmy kilka osób, które już kończą przejście szlaku. Może to przez rozmowę z nimi tak późno dotarliśmy na Lubogoszcz.

Szczegółowa trasa na dzień 1.

Dzień 2.
Niedziela 18.08.2019
Plan: Lubogoszcz – schronisko Kudłacze (19km – 6:40h marszu, nocleg w schronisku)

Noc upłynęła spokojnie ale niestety dość szybko. Rano (około 7) po Przemku nie było już śladu. Pogoda diametralnie się zmieniła. Całą noc silnie wiało przez co zrobiło się bardzo zimno. Z drugiej strony dzięki temu szybko zwinęliśmy namiot i całą resztę, a po śniadaniu ruszyliśmy w drogę. Czekało nas zejście do Kasiny, a od spotkanych wcześniej turystów słyszeliśmy, że nie będzie łatwe. Po kilku krokach w dół pierwsze zaskoczenie, wiatr nie wieje i jest wyraźnie cieplej. A jeszcze później okazało się że droga w dół wcale nie jest taka trudna nawet dla dziecka. Zejście zajęło nam dokładnie godzinę. Dalsza trasa prowadzi ruchliwą drogą asfaltową. Takie odcinki to najgorsze fragmenty MSB. Przejście Kasiny zajmuję nam kolejną godzinę. Niestety pojawia się problem. Zabraknie nam wody i to pomimo jej uzupełnienia wczoraj w Mszanie. W pobliżu nie ma żadnego sklepu poza tym i tak dzisiaj są zamknięte. Zapukaliśmy do pierwszego domu z prośbą o pomoc. Pani odpowiedziała uśmiechem i uzupełniła nasze bukłaki i butelki, a nawet zaproponowała herbatę i kawę. Uznaliśmy że to już za dużo i pośpiesznie ruszyliśmy dalej. Opuszczamy Kasinę, przed nami krótka wspinaczka na Dzielec. Po dotarciu na jego wierzchołek postanowiliśmy odpocząć. Maszerujemy już 2,5 godziny więc należy nam się jakiś posiłek i przerwa. Po raz pierwszy testujemy kuchenkę na kartusze. Zagotowanie 1l wody na herbatę nie zajęło więcej niż 10 minut, a do tego jeszcze kubek kawy. Jestem zadowolony z zakupu i śmiało mogę polecić wybór takiego sprzętu. Do tego serwujemy na drugie śniadanie kabanosy, suszoną wołowinę i pieczywo (wszystko jeszcze z domu). Po zejściu z Dzielca przechodzimy przez jezdnię i ponownie maszerujemy przez las zboczem Szklarni. Spotykamy pierwszego turystę dzisiaj! Po plecaku i ekwipunku od razu widać, że zmierza MSB. Niestety nawet się nie zatrzymuje i nie jest zainteresowany zamianą choćby kilku słów. Pogoda poprawiła się. Znowu jest ciepło i słonecznie. Dzisiejsza trasa nie sprawia nam problemu. Ścieżka jest szeroka z niewielkimi przewyższeniami do pokonania. I jak na razie na szlaku pusto. Parę razy wchodzimy na drogę asfaltową ale są to krótkie odcinki i nie przejeżdża żaden samochód. Idzie się łatwo tylko ten dystans! Przed 16. a więc po pięciu godzinach marszu (nie licząc przerw) docieramy do Gościńca pod Lubomirem. Nareszcie obiad! Gorąco polecam to miejsce. Jest naprawdę smacznie i wcale nie tak drogo. Niestety jest sporo ludzi. To końcówka długiego sierpniowego weekendu i wiele osób jeszcze świętuje. To pierwsze miejsce dzisiaj, w którym spotykamy takie skupisko ludzi. Tym razem nasza przerwa była dłuższa. Po 17. ruszamy w kierunku Lubomira. To jedyne dłuższe podejście dzisiaj i całkiem łatwe ale z pełnym żołądkiem i po całym dniu marszu idzie się trudno. Wejście na wierzchołek to zaledwie 30 minut, a dalsza trasa wiedzie albo po płaskim terenie, albo w dół. I dobrze, bo więcej w górę chyba nie dalibyśmy rady. Okazuje się że nawet taki szlak potrafi dać nieźle w kość. Do schroniska na Kudłaczach (nasz cel na dzisiaj) docieramy po prawie dwóch godzinach od zdobycia Lubomira. Jest dokładnie 19:00 a schronisko wciąż jest oblężone przez turystów. Marzymy o prysznicu i łóżku. To drugie otrzymujemy od razu. Rewelacyjny trzy osobowy pokój po remoncie z łożem małżeńskim! Niestety woda jest problemem. Najpierw jej nie było, a później jak już była to tylko zimna. Ale marzenia są po to by je spełniać dlatego jako jedyny odważny biorę zimny prysznic i to dopiero za trzecim podejściem. Kiedy kładziemy się do łóżek mama Miłosza dzielnie walczy z pęcherzami. Takie bąble na stopach to prawdziwa zmora każdego wędrowca. Wieczorem, po dokładnym umyciu stóp, pęcherze zostały przekłute igłą z nitką (z jednej strony wbijamy igłę i z drugiej wyciągamy). Nitkę pozostawiamy na całą noc. Po zmroku schronisko opustoszało dzięki czemu szybko zasnęliśmy.

Szczegółowa trasa na dzień 2.

Dzień 3.
Poniedziałek 19.08.2019
Plan: schronisko Kudłacze – Trzebuńska Góra (21km 7h marszu plus przerwy, nocleg pod namiotem na polanie)

Noc upłynęła nam spokojnie i niestety bardzo szybko. Rano bąbli już nie ma. Przez noc płyn organiczny dzięki nitce spłynął kropla po kropelce. Można bezboleśnie ją wyciągnąć i ruszać w drogę. W czasie porannej toalety okazało się że problemów z ciepłą wodą już nie ma więc przed dalszą wędrówką umyliśmy jeszcze synowi głowę, a po śniadaniu ruszamy dalej. Dzisiaj do przejścia mamy nieco dłuższy odcinek i czeka nas nocleg w namiocie. Pogoda jest cudna! Szlak ponownie jest łatwy do pokonania. Trasa biegnie lasem w miarę szeroką ścieżką i przeważnie w dół. Schodzimy aż do Myślenic jedynie przed Uklejną natrafiamy na podejście ale jest ono łagodne. Po przejściu prawie sześciu kilometrów odpoczywamy przy drugim śniadaniu. To wciąż zapasy zabrane z domu. Przy planowaniu takiej wyprawy trzeba dokładnie sprawdzić gdzie na trasie będziemy mogli się zaopatrzyć i czy takie miejsca w ogóle istnieją. Dla przypomnienia to trzeci dzień i nie było jeszcze możliwości zrobienia większych zakupów. Natrafiamy na pierwszą dzisiaj turystkę idącą tak jak my MSB tyle, że w przeciwną stronę. Turysta na tym szlaku jest tak rzadki, że zasługuje na wzmiankę. Zejście z Uklejny jest trudne, a już nie wyobrażam sobie wchodzenia na nią z dzieckiem. Trudne i do tego dłuży się niemiłosiernie. Stopy zaczynają już piec ze zmęczenia. Do Myślenic udaje nam się zejść po 3,5 godzinie i dopiero tutaj odczuwamy jak jest gorąco. Rozgrzane powietrze, beton i asfalt. Ulicami miasta idziemy bardzo wolno. W planach mamy obiad w Barze Mlecznym, który znajduje się w Rynku gdzie prowadzi MSB. Myślenice to także doskonałe miejsce na uzupełnienie zaopatrzenia. Warto o tym pamiętać, następny sklep dopiero jutro wieczorem po całym dniu marszu. Przejście przez miasto jest męczące zwłaszcza w tym upale. Po 14. udaje nam się wyjść z drogi asfaltowej, idziemy teraz wąską ścieżką wśród zarośli, a dalej pól i sadów. Idziemy w miarę szybko aby schować się w lesie przed palącym słońcem. Dalsza trasa chociaż technicznie nie jest trudna daje nam się mocno we znaki. Wędrujemy już przez Beskid Makowski. Jest w miarę płasko, szeroko, pokonywane przewyższania są niewielkie i krótkie. A jednak przebyty dystans robi swoje. Namiot mamy rozbić na polanie w miejscu nazwanym na mapie Na Dział gdzie nieopodal znajdują się trzy gospodarstwa. Docieramy tam bardzo późno i wyczerpani. Prognoza pogody nie jest optymistyczna. Deszcz, który ma się pojawić za chwilę, będzie padał do samego rana. Szukamy pomocy u jednego z gospodarzy. Po krótkiej rozmowie Pani decyduje się nas przenocować w altance. Mamy dach nad głową! Swoje materace i śpiwory rozkładamy na ławach. Pani donosi jeszcze koce, poduszki i kołdry. A później ciepłą zupę i wrzątek na herbatę i kawę. Będzie dobrze! Altanka z trzech stron jest odsłonięta. Z dwóch ma otwory okienne, a z jednej bramę. Mocno wieje przez okna. Jedne udaje nam się zasłonić plandeką ochronną typu tarp. Nagle rozpętała się burza, a wraz z nią prawdziwe piekło. W kilka sekund wszystko co było w altance łącznie z nami było mokre. Nie pamiętam kiedy widziałem taką nawałnicę. Do tego te grzmoty i błyskawice. Przerażona gospodyni przybiegła do nas z propozycją, że weźmie nas do domu do remontowanego pokoju. Wspaniała wiadomość tylko jak to wszystko przenieść kiedy z nieba leje jak z cebra. Kiedy deszcz już nieco zelżał udaje nam się przetransportować do domu nasz dobytek. Mamy prąd (można naładować telefon) jest ciepło, a co najważniejsze sucho. Jak na jeden dzień wystarczy nam już przeżyć. Idziemy spać.

Szczegółowa trasa na dzień 3.

Dzień 4.
Wtorek 20.08.2019
Plan: Trzebuńska Góra – Zembrzyce (23km 7:15h marszu plus przerwy, nocleg w ośrodku Totus Tuus)

Nie należy nadużywać gościnności. Dlatego po szybkim śniadaniu i napełnieniu bukłaków opuszczamy gospodarstwo przemiłej Pani i idziemy dalej Małym Szlakiem Beskidzkim. A przynajmniej staramy się iść. Po wczorajszej ulewie wszędzie jest błoto, ogromne kałuże na całą szerokość szlaku no i oczywiście jest mokro. Po chwili spotykamy dwójkę turystów. Rzecz jasna zmierzają tak jak my MSB i idą tak jak my czwarty dzień. Noc spędzili w namiocie i są już wykończeni. Chcą dotrzeć jeszcze tylko do Myślenic i wracają do domu. Mały Szlak nie oznacza wcale Łatwy Szlak! Idziemy dalej Pasmem Babicy. Czasem w dół, czasem w górę powietrze jest rześkie, na szlaku pusto. Pogoda nie napawa optymizmem. Z takich chmur jak dzisiaj w każdej chwili może lunąć deszcz. Odpukujemy w niemalowane drzewo i idziemy dalej. Po przejściu prawie sześciu kilometrów dochodzimy do wiaty turystycznej, w której wielu turystów śpi idąc Małym Szlakiem Beskidzkim. Moim zdaniem wiata wogóle się do tego nie nadaje. Rozłożyć można się na stole (tylko jedna osoba) ale przy takiej pogodzie jak wczoraj i tak wszystko będzie mokre. Lepiej rozbić namiot gdzieś obok. Jest tu sporo płaskiej przestrzeni. Poza tym wokół jest mnóstwo śmieci i miejsce raczej odstrasza. Szlak schodzi w dół gdzie po trzech godzinach docieramy do miejscowości Palcza. Niestety nie ma tutaj sklepu. Szybko przechodzimy przez drogę asfaltową i dalej ponownie lasem. A tam jak chyba wszędzie dzisiaj błoto, kałuże i mokro. Schodzić w dół zaczynamy dopiero po sześciu godzinach marszu. Przed nami jeszcze tylko godzina drogi i dotrzemy do Zembrzyc. Niestety zaczyna padać. Nie na tyle mocno żeby szukać schronienia ale musimy ubrać kurtki przeciwdeszczowe i osłonić plecaki. Po 17. docieramy do Ośrodka Totus Tuus gdzie mamy zarezerwowany nocleg. Czeka mnie jeszcze dwukilometrowa droga do sklepu w Zembrzycach i powrót. Myślałem, że nie dam już rady ale okazało się że dodatkowa trasa nie była problemem. Perspektywa zakupu zimnego piwa wykrzesała ze mnie siły, o których istnieniu nie miałem pojęcia. W chwili, w której dotarłem do domku deszcz zaczął padać na dobre. Udało się w ostatniej chwili. W wynajętym domku mamy w pełni wyposażoną kuchnię, łazienkę (niektórzy z nas będą się myć po raz pierwszy w czasie tej wyprawy) wi-fi i aż trzy sypialnie! Robimy ciepłą kolację, bierzemy prysznic i wtuleni w ciepłe łóżko szybko zasypiamy.

Szczegółowa trasa na dzień 4.

Dzień 5.
Środa 21.08.2019
Plan: Zembrzyce – schronisko Leskowiec (18km 7h marszu plus przerwy, nocleg w schronisku)

Cudownie jest się wyspać w łóżku! Jajecznica na śniadanie, pychotka! Ciepła woda! Szkoda, że musimy opuścić to miejsce i jak najszybciej ruszyć w dalszą drogę. W piątym dniu dochodzi do nas, że najprawdopodobniej uda nam się ukończyć Mały Szlak Beskidzki. Udaje nam się dotrzeć do celu w każdym dniu. Co prawda jest ciężko ale jeszcze nam starczy sił. Opuszczamy ośrodek i idziemy dalej. Niestety pogoda nie poprawiła się. Padało całą noc. Teraz jest parno, mokro, błoto i uczucie że zaraz zacznie padać. Najpierw jednak uzupełnimy zapasy jedzenia w sklepie. Będziemy jeszcze dzisiaj w Krzeszowie ale nie wiemy, o której tam dotrzemy. Zakupy przeciągają się w nieskończoność. Życie w takich małych miejscowościach gdzieś na uboczu toczy się zupełnie innym rytmem. W pewnym sensie im zazdroszczę ale dzisiaj bardzo nam się spieszy! Wreszcie się udaje opuścić sklep, a po godzinie kończy się droga asfaltowa i wchodzimy do lasu. W tym samym momencie zaczyna padać. Nie jest to deszcz, a jedynie mżawka. Jednak będzie nam ona towarzyszyła przez cały dzień. Na szczęście trasa nie jest trudna. Ścieżki są szerokie i nie ma zbyt wielu podejść. Gdyby jeszcze nie to błoto. Przejście przez ostatni fragment Beskidu Makowskiego zajmuje nam kolejne trzy godziny. Docieramy do Krzeszowa. W planach mamy obiad w pobliskiej pizzerii gdzie docieramy około 14. Pizza jest tak wielka że wystarcza dla całej naszej trójki, a może to nasze żołądki się skurczyły? Odpoczywamy dość długo. Czeka nas jeszcze tylko podejście na Leskowiec ale wiemy, że nie będzie to łatwe. Po godzinie 15. ruszamy w dalszą drogę. Najpierw jeszcze kawałek asfaltem, a dalej już leśną ścieżką. Technicznie trasa na Leskowiec nie jest trudna ale jesteśmy już zwyczajnie zmęczeni. Dodatkowo źle się idzie z pełnym żołądkiem. Na szlaku pustki. Nie spotkaliśmy jeszcze dzisiaj nikogo. Im wyżej tym mniej widać. Do schroniska udaje nam się dotrzeć na 17:30. Oprócz nas jest jeszcze tylko jedna turystka. Otrzymujemy pokój czteroosobowy. Niestety nie ma dostępu do gniazdek elektrycznych. Za to kaloryfery grzeją całą mocą. Nic dziwnego. Co prawda mamy sierpień ale zrobiło się bardzo zimno. Nie ma problemu z wrzątkiem na herbatę, a pod prysznicem jest ciepła woda. Właściwie nic nam więcej nie potrzeba. Pod wieczór znowu zaczęło padać.

Szczegółowa trasa na dzień 5.

Dzień 6.
Czwartek 22.08.2019
Plan: schronisko Leskowiec – Kiczera (19,5km 6:40h marszu plus przerwy, nocleg pod namiotem na wierzchołku góry)

Rano Miłosza znalazłem na podłodze. Może uznał, że tutaj będzie wygodniej. Dopiero w nocy zorientowaliśmy się że aż trzy łóżka z czterech są zarwane. Ale koniec narzekania. Słońce, które ostatnio widzieliśmy w poniedziałek, przypomniało sobie o nas i rozświetla swoimi promieniami całą okolicę. To będzie piękny dzień! Po śniadaniu ruszamy w drogę. Po chwili wchodzimy na Leskowiec. To pierwszy punkt widokowy na dzisiejszej trasie. Na wierzchołku znajduje się wiata turystyczna. Jej stan pozwala na nocleg w tym miejscu jednak nie ma on sensu jeżeli tuż obok jest schronisko. Całe otoczenie jest utrzymane w czystości, a widoki na Beskid Mały i Śląski (dalej dzisiaj nie widać) wprawiają nas w miły nastrój. Dalej szlak prowadzi leśną ścieżką pośród wysokich buków. Beskid Mały jest zupełnie inny niż Makowski. Jest trochę więcej wspinaczki, podejścia są ostrzejsze (dziecko da radę bez problemu), ścieżki węższe. Po trzech godzinach docieramy do Przełęczy Zakocierskiej. Schodzimy na chwilę z Małego Szlaku Beskidzkiego i idziemy żółtym w kierunku Zbójeckiego Okna. To ciekawa forma skalna, a że znajduje się blisko (10 minut) ruszamy w jej kierunku, by następnie wrócić Przełęcz Zakocierską. Następna atrakcja dzisiejszego dnia to Potrójna, a raczej widok z jej wierzchołka. Na Potrójną docieramy po kolejnych 30 minutach. Po krótkiej przerwie ruszamy dalej. Jest już po godzinie 13. a do miejsca obiadowego jeszcze daleko. Oczywiście można zjeść w pobliskiej Chatce na Potrójnej lub Chatce pod Potrójną ale nie chcemy znowu iść przez pół dnia z pełnym żołądkiem. Na Przełęcz Kocierską, a właściwie do Karczmy na Kocierzu docieramy po 14. Przeraziła mnie i onieśmieliła ilość ludzi jaką tutaj zastaliśmy. Nagle wkroczyliśmy jakby do innego świata. Wszyscy pachnący, uczesani w „adidaskach”. To inny kraj czy inna planeta? Jeszcze bardziej oniemiałem kiedy zobaczyłem kartę dań i ich ceny obok. No cóż, trudno. Za przygodę życia trzeba płacić. Przynajmniej było smacznie to trzeba uczciwie przyznać. Mogliśmy również naładować swojej telefony. To ważne, ponieważ dzisiaj śpimy pod namiotem, a nie zrobiliśmy tego w schronisku (brak gniazdek elektrycznych). Po opuszczeniu Karczmy ludzie zniknęli. Na szlaku znowu pusto. Czekało nas jeszcze podejście na Kiczerę gdzie mamy zamiar spać. Droga na jej wierzchołek dłużyła się w nieskończoność. Udało nam się ją pokonać dopiero po przejściu 2,5 godzin. Na Kiczerze pusto. Jest miejsce na ognisko wraz z opuszczanym rusztem, wokół ławki, a obok duża solidna wiata z dwoma stołami. Niestety płaskich miejsc pod namiot jak na lekarstwo. Do tego jest zimno. Wieje wiatr, który przenika nas do szpiku kości. Po rozbiciu obozowiska pora na ciepłą kolację. Polecam kaszę bulgur z kostką rosołową. Bardzo szybko się praży do tego jest smaczna i pożywna. Dodatkowo jedliśmy ją ze świeżo zbieranymi prawdziwkami i boczkiem. Tuż przed zmrokiem dołącza do nas dwójka turystów, którzy będą spać na hamakach pod wiatą, a później jeszcze jeden turysta. To jego pierwszy dzień na Małym Szlaku Beskidzkim. Pomimo dość licznej grupy wieczór, a później noc przebiega spokojnie i wszyscy zasypiamy w ciszy.

Szczegółowa trasa na dzień 6.

Dzień 7.
Piątek 23.08.2019
Plan: Kiczera – Stracona (18km 6:30h marszu plus przerwy, nocleg w domu!)

Ostatni dzień na szlaku! Powinniśmy się cieszyć, a jednak jest inaczej. Owszem jest radość z pokonanego dystansu ale trochę za szybko to minęło. Właśnie teraz kiedy już przyzwyczailiśmy się do codziennej długodystansowej wędrówki, do zmęczenia, bo otarć i bąbli i do specyficznej diety właśnie teraz mamy kończyć? Może pora na planowanie czegoś większego, dłuższego? Ale nie dzielmy skóry na niedźwiedziu. Musimy jeszcze dotrzeć do Bielska. Czeka nas cały dzień marszu. Pakujemy plecaki, krótkie śniadanie i w drogę. Po zejściu z Kiczery liczyliśmy na widok w kierunku zbiornika na Górze Żar. Niestety zbiornik jest pusty. Za to widok na inne wierzchołki rekompensuje nam tę stratę. Unosząca się mgła dodaje atmosfery magiczności. Bo góry są magiczne! Po obejściu zbiornika (prowadzi tędy szlak) docieramy na Żar. Panuje tutaj nastrój jak Krupówkach. To zdecydowanie nie nasze klimaty. Dalsza trasa to ostre zejście do Porąbki. Jest bardzo stromo i jest dużo kamieni. To zejście to jak droga przez mękę. Miłosz kilka razy się poślizgnął. Na szczęście niegroźnie. Dopiero po upływie dwóch godzin docieramy na zaporę w Porąbce. Nie robimy przerwy. Panuje tutaj duży ruch samochodowy. Kawałek idziemy wzdłuż drogi asfaltowej i dalej już przez las. Wcześniej było ostro w dół teraz dla odmiany jest ostro pod górkę. Taka wspinaczka z mniejszymi i większymi podejściami trwa 1,5 godziny. Dalej jest już prawie płasko. Idziemy w kierunku schroniska na Hrobaczej Łące gdzie docieramy po upływie kolejnej godziny. Jest bardzo ciepło wręcz upalnie. Odpoczniemy tutaj dłużej i zjemy obiad. Polecam racuchy! Solidna porcja z dżemem i bitą śmietaną zaspokoi każde podniebienie. Słońce i dostępność schroniska przyciągnęła licznych turystów, a niestety trzeba przyznać wprost, że trochę się odzwyczailiśmy od ludzi. A przynajmniej w takiej ilości w jednym miejscu. Ruszamy w drogę. Przed nami ostatni odcinek Małego Szlaku Beskidzkiego! Meta w Straconce jest już niemal na wyciągnięcie ręki. Nie wiem dlaczego ale wydawało mi że te ostatnie „metry” będą jakieś łatwiejsze. Nic z tego. Ponownie natrafiamy na kilka podejść, których mam już serdecznie dosyć, a droga do Bielska dłuży się w nieskończoność. Na szlaku, co oczywiste, pusto. Pogoda i humory nam dopisują. Nerwowo spoglądam na gps ile jeszcze zostało. To już naprawdę dzisiaj? Za chwilę? Docieramy na Gaiki i wreszcie zaczynamy schodzić. Zaskoczył mnie las tuż przed wejściem do Straconki. Poczułem się jak w Bieszczadach. Ale pomyślałem też o tych, którzy startują z tego miejsca. Właściwie cały pierwszy dzień mają pod górkę. Wychodzimy na asfalt i zerkamy za każdy zakręt czy to będzie nasz koniec szlaku. Po krótkim marszu drogą asfaltową dochodzimy w pobliże budynku OSP i kościoła. Jest!!! Koniec naszej wędrówki!!! Udało się!!! To było niezwykłe przeżycie. A co tam. To było coś czego jeszcze nigdy nie przeżyliśmy. Z dumą mogę powiedzieć, że mój niepełnosprawny syn okazał się być najmłodszą osobą, która samodzielnie przeszła Małym Szlakiem Beskidzkim. Chwilę później zjawił się sam Prezes oddziału Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego, który wręczył Miłoszowi odznakę MSB.

Szczegółowa trasa na dzień 7.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *