pierwsze kroki!
Droga do samodzielnych kroków wcale nie była łatwa ani krótka. W lutym br. Miłosz trzymany za biodra lub pod ramiona stawiał pierwsze kroki. Od tego czasu minęło dziewięć miesięcy. Do tego momentu Miłosz stopniowo opanowuje ruchy, które są mu pomocne na dalszych etapach nauki chodzenia, ćwiczy mięśnie, wzmacnia kręgosłup. Przemieszcza się obciążając prawą stronę, czasami raczkuje, samodzielne wstaje przy meblach i wspina się na nie, uczy się utrzymywać równowagę, potrafi chodzić przy swojej ławeczce i drabince. A dzisiaj widać efekty jego ciężkiej pracy, za nami pierwsze całkowicie samodzielne kroki mojego syna. Każdy rodzic czeka na pierwszy samodzielny krok swojego dziecka. Wyczekiwany przeze mnie moment wreszcie nastąpił! Miłosz zrobił nie jeden, nie dwa, nawet nie trzy, a cztery w pełni samodzielne kroki! Mimo, że jest jeszcze niewyćwiczona w pełni koordynacja ruchowa, syn ostatecznie przełamał barierę bardziej psychologiczną niż motoryczną i ruszył przed siebie. Na tym etapie nie będę zmuszać Miłosza do chodzenia, jeśli nie wyrazi na to ochoty. Dzisiaj bardziej skupiam się na tym, aby poczuł się bezpiecznie, to daje mi i jemu gwarancję, że się uda. Unikamy upadków, na rzecz zwiększenia bezpieczeństwa stawiania kroków.
Od narodzin syna jego przyszłość to była wielka niewiadoma. Więcej było pytań niż odpowiedzi. Aby jakoś funkcjonować przyjęłam sobie pewne założenie. Wyznaczyłam etapy. Po pierwsze podnoszenie głowy na brzuchu. Po drugie przewracanie się z boku na bok. Samodzielne siedzenie oraz siadanie itd. Takie spojrzenie na rozwój mojego syna, które było podzielone na etapy i każdy ostatecznie został osiągnięty pozwalał mi myśleć o tym, że daje radę. Ten ostatni etap nauki chodzenia był najdłuższy. Wielokrotnie w głowie kłębiły mi się pytania, czego mu brakuje, dlaczego to tak długo trwa? Miłosz pokonał największą przeszkodę, która stała mu na drodze. Potrzebował poczuć się pewnie na tyle, aby zrobić ten pierwszy krok i nie upaść. Dzisiaj wraz z mężem zrozumieliśmy to, daliśmy mu szansę i on to w pełni świadomie wykorzystał. Najpierw szedł „trzymając” się za jeden palec. Wystarczyła tylko chwila, aby odepchnął rękę taty i dalej ruszył sam. Kiedy to zobaczyłam nie było łez, ale głośny, radosny śmiech i okrzyki zwycięstwa!
To nie koniec. W moim odczuciu pokonaliśmy dopiero połowę drogi… Przed nami kolejne miesiące rehabilitacji i terapii dostosowanej do potrzeb Miłosza. Utrwalamy nabyte prawidłowe wzorce i uczymy się nowych interesujących rzeczy. Dziękuję za ogromne wsparcie zarówno duchowe jak i finansowe, które pozwoliło Miłoszowi osiągnąć ogromny kamień milowy w jego rozwoju. Zdaję sobie sprawę, że do tego sukcesu przyczyniło się wiele osób. Począwszy od fizjoterapeutów, rehabilitantów i lekarzy specjalistów, a skończywszy na darczyńcach, których wpłaty na subkonto pozwalają na systematyczne finansowanie rehabilitacji Miłoszka. To nasz kolejny wspólny sukces! Przed nami jeszcze dużo pracy. Trzymajcie za nas kciuki.