Wielka Racza zimą
Miłosz ma na swoim koncie sporo wejść, wędrował już na swoich własnych nogach po Bieszczadach, Karkonoszach i Beskidach, tyle, że wiosną, latem i jesienią. Wczoraj dokonał pierwszego podejścia na szczyt zimą. Całe zebrane dotychczasowe doświadczenie pokonywania szlaków to zdecydowanie za mało. Bo zimą należy nauczyć się chodzić od nowa, a to dlatego, że z pozornie równą warstwą śniegu trzeba się oswoić, nauczyć się rozpoznawać zagrożenia, a tym bardziej sobie z nimi radzić. O ile Miłosz świetnie sobie radzi na prostej nawierzchni, to ta nierówna staje się często trudną przeszkodą do pokonania. Zimą jest to dużo śniegu, a latem dużo piasku na plaży. Problemem podczas tej wędrówki było nieprawidłowe obciążanie lewej nogi. Dzięki pomocy taty, powoli, momentami w żółwim tempie Miłosz dzielnie pokonał 3,5 kilometry w górę, jednak do zdobycia Wielkiej Raczy (1236 m n.p.m.) zabrakło mu zaledwie 15-20 minut. Ten ostatni odcinek pokonał na sankach. Wędrówka żółtym szlakiem z Rycerki Górnej w trudnych zimowych warunkach zajęła nam ponad 3 godziny. Nie da się zaprzeczyć, że góry zimą są większym wyzwaniem, dlatego na dobry początek wybraliśmy trasę znaną i pokonaną latem w tym samym składzie tyle, że wtedy zajęło nam to niecałe 2 godziny. Wybrany przez nas szlak jest bardzo popularny więc wiedzieliśmy, że będzie przetarty przez co łatwiejszy do pokonania. Górska wycieczka w zimowych warunkach to zupełnie nowe doświadczenie. Śnieg potrafi utworzyć scenografię jak z bajki. Drogę powrotną Miłosz pokonał na sankach w ekspresowym tempie. Razem z tatą zatrzymali się dopiero przy aucie. Za nami 9 kilometrów wędrówki. Warto było, okazuje się, że można wbrew pozorom czerpać z takiej wyprawy przyjemności, o jakie trudno w innych sezonach.