Sześć dni, sto kilometrów i 20 kilogramów
Wyprawa w góry z dzieckiem jest wyzwaniem. Z dzieckiem niepełnosprawnym to już prawdziwy wyczyn. My, każdego roku przesuwamy tę granicę jeszcze dalej. Przejście ukraińskich Marmaroszy i Czarnohory w 6 dni z dzieckiem, które choruje na porażenie mózgowe wydaje się niemożliwe. A jednak nam się udało! Tegoroczna wyprawa była inna od poprzednich. Znacznie trudniejsza. Na całej 100 kilometrowej trasie nie ma żadnego schroniska, nie schodzimy też do żadnej wioski. Całe 6 dni spędzamy w górach, a wszystko czego możemy potrzebować do przeżycia musimy mieć na swoich plecach. Waga naszych plecaków wahała się od około 18 kg do 23 kg w zależności od ilości wody, którą czerpaliśmy ze źródeł. Każdy etap mieliśmy dokładnie przemyślany i zaplanowany: gdzie nabierzemy wodę, ile potrzebujemy jedzenia na każdy dzień i wreszcie gdzie będzie najlepiej rozbić namiot. W teorii przygotowani byliśmy doskonale ale praktyka ponownie pokazała nam, że nie da się przewidzieć wszystkiego.
Po Marmaroszach nie można poruszać się tak po prostu. Ponieważ szlak biegnie wzdłuż granicy ukraińsko rumuńskiej to najpierw trzeba wysłać podanie do odpowiedniego oddziału straży granicznej z prośbą o pozwolenie na przejście. Następnie upewnić się że pozwolenie zostanie wydane. Później pozostaje jeszcze osobista rejestracja w oddziale straży granicznej i odebranie przepustki. Przepustka określa dokładnie po jakiej trasie możemy się poruszać (numery słupków). Już jestem zmęczona, a jeszcze nie wyszliśmy w góry. Dodam jeszcze, że na Ukrainę dotarliśmy własnym autem co również stanowi spore wyzwanie. Choć do pokonania mieliśmy tylko 700 km to podróż zajęła nam aż 16 godzin.
Na szlaku bywało różnie. Ostre podejścia nie stanowią dla naszego syna problemu. Chyba, że pojawiają się na nim skały. Tak było właśnie w Czarnohorze. Wejście na Popa Iwana Czarnohorskiego i Howerlę były bardzo trudne oraz wyczerpujące. Najgorzej wspominam wejście na Pietrosa. Był pot, łzy i niestety także krew. Na grani Czarnohory Miłosz wywrócił się dość niefortunnie i otarł się o skały kalecząc czoło oraz nos. Na szczęście to tylko otarcie, ale w górach ukraińskich to bardzo niebezpieczna sytuacja ponieważ nie funkcjonuje tutaj pogotowie górskie. Poza tym w ciągu 6 dni spędzonych w górach tylko w dwóch miejscach mieliśmy zasięg telefonii komórkowej więc i tak nie dałoby się nikogo wezwać. Brak zasięgu oznacza również brak możliwości sprawdzania prognozy pogody. Na szlakach pusto. W Czarnohorze poza Howerlą i Popem Iwanem jesteśmy niemal sami. To wspaniałe uczucie, bo góry mamy na wyłączność! W Marmaroszach częściej napotykamy na kontrolę pograniczników niż na turystów.
Codziennie wstawaliśmy o 5:30 aby jeszcze przed 8:00 wyruszać na szlak. Do pokonania często mieliśmy 20 kilometrowe odcinki. Pomimo wczesnej pory i tak zazwyczaj do celu docieraliśmy po 18:00. W Marmaroszach maszerowało się dość dobrze. Zupełnie inaczej było w Czarnohorze. Na podejściu na wierzchołek Popa Ivana nagle zerwał się porywisty wiatr. Początkowo myśleliśmy, że to chwilowe. Myliliśmy się bardzo. Wiatr przestał wiać dopiero w szóstym dniu kiedy zeszliśmy z grani Czarnohory.
Najgorzej wspominam czwarty dzień naszej wyprawy. Po długiej i wyczerpującej wędrówce nagle rozpętała się burza. Nie było możliwości zejścia z grani czy schowania się gdziekolwiek. Porywisty wiatr, do tego grad i wysokość około 2 tys. metrów. Zła pogoda nie trwała długo, ale przyniosła opłakane skutki. Nasze ubrania i co gorsza buty były przemoczone. Pomyślne zakończenie wyprawy stało pod znakiem zapytania. Nazajutrz okazało się jednak, że buty nie są aż tak mokre, a palące słońce i rozgrzane do czerwoności nogi szybko je wysuszyły.
Nie jeden z was zapyta, po co to wszystko? Przede wszystkim dla Miłosza, dla naszego niepełnosprawnego syna. Udało się, pokonaliśmy własny strach i kolejną granicę niemożliwego dzięki czemu nasza wiara w niego jest jeszcze większa. Miłosz wciąż nie jest dzieckiem samodzielnym, wciąż potrzebuje wsparcia i pomocy. Takie wyprawy dodają nam pozytywnej energii tak bardzo potrzebnej w codziennym życiu.
Przejście Marmaroszy i Czarnohory odbyło się w ramach trzeciej edycji charytatywnego projektu „Góry dla Miłosza”. W tym czasie aktywna jest zbiórka środków na dalsze leczenie i rehabilitację Miłosza zrzutka.pl/vfx9ne Naszym projektem chcemy przybliżyć innym ludziom problemy z jakimi zmagają się rodziny takie jak nasza. Chcemy też dać nadzieję innym rodzicom. Niepełnosprawne dziecko wcale nie musi oznaczać wykluczenia społecznego. Dołącz do naszego marszu do samodzielności naszego syna!
Dziękujemy za wsparcie na szlaku firmom karmabars, mix it, anima-projekt.pl oraz salewa24.pl