codzienne decyzje i zmagania
Miłosz samodzielnie chodzi. Jeszcze się z tym oswajam. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego.
Nawet o tym nie śniłam, nie myślałam, to był temat zbyt odległy, nie na teraz. A dlaczego nie? Dlatego, że Miłosz miał bardzo trudny start. Nie wystarczyło mieć nadzieję, uwierzyć, że się uda. Myślałam racjonalnie, bałam się i jednocześnie zabrałam się do pracy. Dzisiaj są tego efekty. Nikt nie powiedział, że będzie łatwo, miło i przyjemnie. Było i jest niewątpliwie ciężko.
Stały rytm dnia wprowadzaliśmy z mężem od pierwszego dnia, kiedy Miłosz pojawił się w domu. Sami wypracowaliśmy sobie schemat organizacyjny dosłownie na każdy dzień tygodnia. Każda godzina jest wypełniona do granic możliwości. Miłosz chętnie współpracuje i jest zadowolony, że świat kręci się wokół niego. Praktycznie całkowicie zrezygnowaliśmy z życia towarzyskiego.
Miłosz nie ma taryfy ulgowej. Jeśli samodzielne usiadł, musiał to pokazać kilka razy. Wtedy wiedzieliśmy, że to nie był przypadek. I tak jest z każdą nowo nabytą umiejętnością. To co osiągnął, czasami przez niektóre osoby jest nazywane cudem. A ja wiem swoje. To dzięki ogromnej ciężkiej pracy nas: rodziców i rehabilitanta, Miłosz teraz chodzi. To tylko my wiemy, że czas, który poświęciliśmy dziecku przyniósł niezwykłe efekty. Nadal jesteśmy zdeterminowani, pierwsze samodzielne kroki nie robią niepotrzebnego zamieszania w głowie. Jesteśmy może zbyt surowi, ale jednocześnie świadomi, że to nie wystarczy, to jest za mało. Walczymy o jego samodzielność. Pod tym hasłem kryje się zapewne jeszcze odległe marzenie. Czy uda się je zrealizować? Wyznaczamy kolejny etap. Uczymy Miłosza języka. Chcemy, żeby mówił. To jeszcze nie koniec naszej drogi.
Uzyskanie przez syna samodzielności, to jedno z najtrudniejszych zadań, jakim przyszło nam sprostać jako rodzicom. Codzienne decyzje i działania, jakie podejmujemy, przybliżają nas do celu. Czy nam się uda? To pytanie, na które nie da się odpowiedzieć dzisiaj. Można jednak odnaleźć swoje sposoby myślenia i zachowania, które towarzysząc nam na co dzień, pomogą nam przetrwać ten trudny czas.
Pamiętam o niewyczerpanych pokładach troski i wsparcia (również materialnego) ze strony rodziny, przyjaciół, lekarzy, współpracowników, sąsiadów, znajomych i obcych. Inwestujecie w Miłosza. A inwestycja, jak wiadomo, nie musi generować „zysków” w sposób natychmiastowy. W przypadku Miłosza wymaga czasu. I wielu pokładów cierpliwości. Powiększacie swój „majątek” (Ja to widzę patrząc na syna) i jednocześnie pielęgnujecie w sobie empatię i zrozumienie. Chcę aby ta inwestycja przyniosła zyski nam wszystkim, bo dzięki niej budujemy lepsze relacje, dostrzegamy piękno otaczającego nas otoczenia, doceniamy to co mamy, cieszymy się chwilą.
Dziękujemy.